9.5.18

Od Gabrijela – Cd. Desiderii

  Spojrzałem przez okno, sprawdzając warunki na drogach. Deszcz nadal siekał, jednak wiatr zelżał a grzmoty ucichły. Nie mogłem trzymać Desiderii u siebie w domu wbrew jej woli. Skinąłem więc głową, zdejmując skórzaną kurtkę z wieszaka. Panience podałem ciemny płaszcz, znacznie na nią za duży. Był jednak ciepły i długi, a o to właśnie mi chodziło - by zapewnić jej względny komfort na drodze między drzwiami, a samochodem. W milczeniu założyłem buty, czekając chwilę na jasnowłosą. Włodzimiera wyczuła, co się szykuje i przybiegła do drzwi, by pożegnać Desiderię. Ta pogłaskała kotkę po łebku i odwróciła się do mnie, lekko kiwając głową. Otworzyłem panience drzwi, jednak zanim wyszła, wcisnąłem jej do rąk parasol. Może mało da, acz na pewno co nieco przed deszczem ochroni. Wyszedłem chwilę później, zamykając drzwi na klucz. Jasnowłosa czekała na mnie kawałek dalej, mocno trzymając uchwyt parasolki. Już miała z nim do mnie podchodzić, gdy pokazałem jej ręką, by się nie przejmowała i szła w stronę samochodu. Mi deszcz nie zaszkodzi, a ona mogła być później przeziębiona. Bo jeszcze przyjdzie mi na komendę i będzie jojczeć, że chora. Otworzyłem jej drzwi do auta, po czym sam do niego wsiadłem. Maska. Nagle sobie o niej przypomniałem. Nocą byłą jeszcze na siedzeniu pasażera, ale Desideria nic o niej nie powiedziała. Nie zauważyła jej? Niemożliwe. Przecież poczułaby, gdyby na nią usiadła. Może tylko mi się wydawało, że zostawiłem ją z przodu? Nie, razem z nią rzucałem marynarkę od garnituru. Zmarszczyłem lekko brwi, przekręcając kluczyki w stacyjce. Może jasnowłosa ją gdzieś przełożyła? Tylko.. Gdyby tak było, z pewnością by zwróciła na nią uwagę. Wrzuciłem wsteczny bieg i wyjechałem czarną maszyną na pustą drogę. Opony dobrze łapały przyczepność na wilgotnej nawierzchni, jednak wolałem nie ryzykować szybką jazdą naszego zdrowia lub życia. Gdy odwróciłem się, by zerknąć czy aby na pewno nie wymusiłem nikomu pierwszeństwa, dostrzegłem ją. Nadal emanowała bladym, czerwonym blaskiem, zmieniając lekko kolor foteli. Czy światło pulsowało zgodnie z biciem mojego serca? Nie, musiało mi się przywidzieć. Wrzuciłem z powrotem pierwszy bieg i ruszyłem ciemną drogą.
 – Następnym razem zabiorę cię gdzieś motorem – mruknąłem, przerywając ciszę.
 Mimo całkowitej pustki na ulicach, musiałem zatrzymać się na czerwonym. Mogli wyłączyć światła, patrząc na ruch. A raczej jego brak. Poczułem na sobie wzrok pasażerki, więc spojrzałem nań, posyłając jej złośliwy uśmiech.
 – Jeśli lubisz szybkość i wiatr we włosach, oczywiście – dodałem, opierając brodę na dłoni, która zaś opierała się o okno.

[ Desi? Wena jednak troszku wróciła xD ]

8.5.18

Od Desiderii cd. Gabrijela

 Przez wieki zdana na samą siebie, zdążyłam zapomnieć, czym była bliskość drugiej istoty. Wszystkie emocje chowałam w pudełku, odłożonym gdzieś w kąt. Gromadziłam je tylko po to, by dać im upust w najmniej odpowiedniej do tego chwili. Takiej, jak ta. Narzucałam mu się niemalże cały czas, łaknąc choć odrobiny uwagi. Dlaczego? Nawet głupie serce nie potrafiło dać odpowiedzi, choć biło mocno i zdecydowanie za każdym razem, gdy któreś z nas przekroczyło granicę przestrzeni osobistej. Lecz dojmujący strach przyćmiewał wszystko, śmiejąc się szyderczo. Miał różne postacie- od pustego pokoju, pełnego maleńkich zakamarków, przez zmartwychwstałych rodziców, łaknących zemsty za moje przewinienia, kończąc na powiedzeniu czegokolwiek prawdziwego o swojej przeszłości. Łapał za gardło, dusił, nie pozwalał powiedzieć tego, co leżało mi na duszy. Podszeptywał na pozór niewinne zdania, roztrzaskując na kawałki te resztki niewymuszonej odwagi. Podniosłam głowę, spoglądając na mężczyznę. Nie wiedział, a jednak pomagał. Bez zbędnych pytań, bez wtykania nosa w cudze sprawy. Byłam mu za to niezmiernie wdzięczna.
 Powinnaś go zabić póki miałaś czas, Desiderio, on udaje- szeptał wewnętrzny głos- Nie potrzebujesz nowych problemów.
 Pojedyncze igiełki wbijały się w skórę, za każdym razem gdy czułam jego ciepło. Delikatne ukucia, wywołujące przyjemne mrowienie. Pociągnęłam nosem, otarłam policzki mokre od łez i kompletnie zignorowałam podszeptywanie rozsądku. Księżniczko... Parsknęłam śmiechem na sam dźwięk tego słowa. Od bardzo dawna nikt mnie nie tytułował w jakikolwiek sposób, a tu proszę. Znamy się prywatnie od kilku, może kilkunastu godzin, a on już bawi się w czułe słówka. Ręce zarzuciłam na jego szyję, jakbym odtwarzała scenę z balu. Twarz skryłam obok nich, nie pozwalając mu dłużej patrzeć na siebie w takim stanie. Może to dziwne, a może normalne... Zawstydzał mnie spojrzeniem krwistych oczu. 
 — W takim razie pasuję cię na rycerza, co ty na to?— Zaśmiałam się cicho.— Poza tym... potrafisz pocieszać... Jestem ci za to dozgonnie wdzięczna...
 Grzmoty ucichły na dobre, przynajmniej tak mi się zdawało. Chyba powinnam poprosić go o odstawienie mnie do domu, tak byłoby najlepiej. Z drugiej strony miałam ochotę jeszcze przez chwilę pobyć bliżej Gabrijela. Przygryzłam wargę, próbując przywrócić sobie umiejętność trzeźwego myślenia.
 — Chyba powinnam już wracać... Psiaki zostały same w domu.— Z ust wyrwało się westchnienie.
 Oddałam mu swobodę ruchu, oddalając się od niego o kilka kroków.— Przepraszam, że sprawiam ci tyle kłopotów, ale chyba nie jestem w stanie prowadzić.— Zaśmiałam się, ukazując jasne kiełki.

GARIJELU? Już ucieka, menda jedna -.-

5.5.18

Od Gabrijela – Cd. Desiderii

 Plecy promieniowały ostrym bólem, poczynając od miejsca, które zderzyło się mocno ze ścianą. Desideria z pewnością nie ważyła dużo, acz prędkość, z jaką na mnie wpadła, mogłaby powalić niejednego kulturystę. Przez chwilę zaparło mi dech w piersi, a przed oczami pojawiły się mroczki. Ale dziwny stan minął po kilku sekundach. Wtedy do mnie dotarło, że roztrzęsiona białowłosa opiera się o moją pierś. Nie byłem do końca pewien w jaki sposób miałem ją pocieszyć, więc zdecydowałem się jedynie na otoczenie jej ramionami. Pogładziłem ją delikatnie po jasnych pasmach, chcąc w jakiś sposób uspokoić panienkę. 
  – Nie skrzywdzi cię.. – szepnąłem, przypominając sobie notkę z akt. – Nigdy więcej.
 Jej ojciec nie żyje. Panna Determante zmuszona była do zabicia go w ramach samoobrony. 
  – Ale ja go widziałam.. – wymamrotała. 
 W tamtej chwili poczułem się tak, jakbym znał kobietę od lat. Pokręciłem głową, pozwalając Desiderii na wtulenie się w moją pierś. Jednocześnie nie przestawałem gładzić jej jasnych włosów. 
 – Mama zawsze śpiewała mi to, gdy byłem mały i bałem się spać. Pomagało w ciągu chwili – mruknąłem cicho do jej ucha, obejmując ją nieco mocniej. 
 Nie słysząc słów sprzeciwu, zacząłem nucić przyciszonym głosem:
 – Volki spyat v lesnoy glushi.. Letuchiye myshi drozhat na vetru.. No odna dusha trepshchet v nochi.. Pugayut yeyo ved'my i upyri – zakończyłem pierwszą zwrotkę widząc, że jasnowłosa powoli przestaje drżeć. – Czujesz się choć trochę lepiej?
 – Nie zrozumiałam ani słowa.. – szepnęła cichutko z wyrzutem.
 – Wiatr kołysze w locie ćmy, wilki śpią mocno, że aż strach.. I tylko ty nie śpisz, duszko ma.. Boisz się nocnic, złych wietrzyc i zjaw – przetłumaczyłem, uśmiechając się nieco. – Może nie była to bardzo wesoła kołysanka, bacząc na jej zakończenie, jednak jako berbeć nie rozumiałem znaczenia niektórych zwrotów.
 Kątem oka spojrzałem na zewnątrz. Deszcz przybrał na sile, ale chmury stawały się coraz jaśniejsze. Wiatr spowalniał, a grzmoty cichły. Jednak w tej sytuacji wolałem, by Desideria została u mnie dopóki nie poczuje się pewnie. 
 – Wiesz, księżniczko.. jeśli tak mogę cię tytułować.. Każdy ma chwile słabości. Częściej lub rzadziej. Ale to normalna rzecz. Mogę zapewnić ci ochronę fizyczną, acz z psychiką byłoby trochę ciężej. Widzisz, jak nieudolnie pocieszam.. – zaśmiałem się, kończąc swój krótki monolog i gładząc jednocześnie jasnowłosą po plecach.

[ Desiderio? Krótkie to jakieś :/ ]

5.5.18

Od Desiderii cd. Gabrijela

 Postać w płaszczyku zniknęła gdzieś, gdy swoją uwagę skupiłam na panu tego domu. Stał obok, dzieliły nas milimetry pustej przestrzeni. A jednak czułam, jak granica pomiędzy nami stawała się coraz szersza. Miałam ochotę wrócić do domu, zapaść się w morze puchowych poduszek, zniknąć pod kołdrą i nigdy nie wyjść na światło dzienne. Tak, jak powinno stać się przed laty, kiedy to cały mój świat legł w gruzach, pogrzebany przez sprytne, ludzkie istotki. Dłonią gładziłam miękkie futro perskiej królowej. Przynajmniej ona nie musiała się o nic martwić, wszystko podstawiano jej pod nosek. Żółty materiał frunął na wietrze, zapewne brutalnie ściągnięty z właściciela przez mocniejszy podmuch wiatru. Wirował w takt nadawany przez ruchy powietrza, niczym najświetniejszy z tancerzy. Samotny, zdany na łaskę losu- jak wszystko w tych okrutnych czasach. Gdzieś z tyłu drzewa wybijały rytm swymi koronami, niemalże odbijając się od asfaltu. Trzask usłyszałam z oddali, przedostał się przez barierę warstwy szkła. Gibka palma złamała się na pół, zwalając na czyjeś podwórko. 
 A żywioł szalał w najlepsze.
 Błyskawica przecięła czarne niebo, ukazując szeregi obłoków. Rozrzucone, przypominały żołnierzy rzuconych w wir walki. Szalonych berserków, łaknących wrogiej krwi. Jeden z nich wyrwał się do przodu, spadając na ziemię w postaci gromu. Błysk pochłonął rzeczywistość, ukazując to, co dawno zapomniane. Stworzenie barwy kruczych piór, o ciele rozerwanym przez kły i pazury, broczącym brunatną krwią. Rozlewała się, brudząc ulicę. Ręka Tendar wycelowana była w moją stronę, na twarzy zjawy gościł upiorny uśmiech. Gnijące usta wyginały się, wyrzucając z siebie nieme słowa. Kotka zasyczała wściekle, zeskakując z parapetu. Cofnęłam się o krok, czując zabójcze tempo, jakie obrało moje serce. Wystarczył ułamek sekundy, by postać ojca na nowo zatarła się w mojej pamięci. Imperatora zakatowanego przez własną córkę, łaknącą zemsty za lata cierpienia. Prawie przewróciłam się, uderzając nogą o stolik. Potem w tym miejscu pojawi się spory siniak. Odwróciłam się tyłem do okna, uciekając od mary Avallera. Dłonią odepchnęłam się od framugi, wybiegając na korytarz. 
 Byleby jak najdalej od ojca.
 Czułam, jak lodowe łzy przerażenia spływają po policzkach, łączą się w jeden, wielki potok. Dlaczego teraz? Po tylu latach milczenia, zapomnienia? Szaleńczy pościg przerwał mi Gabrijel. Wpadłam na niego całkiem przypadkiem, jednak z całym impetem. Usłyszałam głośne "uf...", gdy uderzył plecami o ścianę. 
 — Widziałam go... Widziałam ojca...— szeptałam nieprzerwanie, zanosząc się płaczem.
 Ojca, który zamienił moje życie w piekło. Ojca, który nie bał się podnieść ręki na maleńkie dzieciątko. W imię czego? Tradycji? Przekonań?

GABRIJELU?

4.5.18

Od Gabrijela – Cd. Desiderii

  Uśmiechnąłem się, słysząc słowa Desiderii. Rzadko kiedy ktoś chciał kontynuować ze mną znajomość, temu też byłem troszkę zaskoczony. Acz tylko troszkę. W końcu większość kojarzyła mą skromną osobę jedynie z komisariatem lub z, jakże strasznym i okropnym, wampiryzmem. Obydwie rzeczy odrzucały ode mnie pospólstwo. Trzymali ze mną tylko ludzie na poziomie, o. 
 – Pierwszą prośbę bałbym się spełnić. Marny ze mnie masażysta, ale jeśli chcesz, mogę spróbować – zaśmiałem się. – Acz druga.. Jak najbardziej – dodałem, wyszczerzając do niej kiełki. 
   Poza tym.. Nadal uważałem, że byłem jej to winien. Zabiłem bliską jej osobę, z powodu zatajenia przede mną pewnych informacji. Na początku widziałem jej radość, gdy tańczyła ze mną na balu. Następnie zdezorientowanie, gdy zmuszony byłem ją zostawić w tłumie. Później- rozpacz. Teraz, na szczęście, była o wiele bardziej rozluźniona, niż nocą. Mimo, że była dla mnie prawie obcą osobą, martwiłem się o jej stan psychiczny. Acz Włodzia wiedziała, co robić. Tam, gdzie nie działa mój urok osobisty, zadziała jej futro i kita. Postanowiłem, że ponownie zajmę miejsce obok damy, nie chcąc ciągle stać przy framudze. Z pewnością chciała już wrócić do domu, zapewne czuła się u mnie dość nieswojo. W sumie, to nie dziwiłbym się. Kto czułby się dobrze u jednego z kryminalnych, stojąc przy oknie obok dzikiego stwora, a z drugiej strony obok kota? Na dodatek podczas sztormu? No raczej nikt normalny. 
 – Musimy przeczekać tę burzę. Wyjeżdżanie teraz na ulicę, to głupota.. – mruknąłem, wyglądając na zewnątrz. – Gdy wiatr się uspokoi i deszcz przestanie siekać, pomyślimy, co dalej. Okej?
 Panienka skinęła głową i pogłaskała kotkę, która zajęła miejsce na parapecie. Nie chcąc w jakiś sposób naruszać przestrzeni osobistej Desiderii, odszedłem od okna i skierowałem się w stronę drzwi wejściowych, nieco je uchylając. Dzięki nowoczesnemu wyprofilowaniu ścian i daszkowi, przestrzeń pozostawała sucha, a wiatr jej nie dosięgał. Lubiłem tam stać, opierając się o balustradę i przyglądając się ciężkim kroplom deszczu. Ich szum często mnie uspokajał i pomagał poukładać myśli. Tak było też tym razem. Przymknąłem drzwi, wychodząc kawałek z domu - nie chciałem, by Włodzimiera wypruła mi z domu wprost w błoto. Wziąwszy głęboki oddech, z moich ust uniósł się obłoczek pary. Dopiero wtedy poczułem chłód popołudnia, boleśnie szczypiący w rozgrzane policzki, nos i odsłonięte ręce. Jednak zostałem przed drzwiami jeszcze krótką chwilę - z powrotem do domu zagonił mnie piorun, który uderzył po drugiej stronie ulicy.

 [ Desiderio? Powiem tak – z opowiadaniami jest, jak z kupą. Im bardziej się starasz, tym większe gówno z tego wychodzi :'DD ]

3.5.18

Od Desiderii cd. Gabrijela

 Zrobiło się dziwnie pusto, gdy Gabrijel zniknął w odmętach kuchni. Jego postać z każdą spędzoną razem chwilą stawała się coraz bardziej intrygująca. Wstałam z wygodnej kanapy, kierując kroki ku oknu. Pomimo tego, że już troszkę mieszkałam na Istari Atan- pogoda nadal mnie zadziwiała. Oparłam łokcie o parapet, uważając, by nie strącić kwiatów. Przeszły mnie dreszcze, kiedy naga skóra zetknęła się z zimną powierzchnią. Świat nabrał mrocznych barw, coraz bardziej upodabniając dzień do nocy. Tropikalne drzewa niemalże dotykały koronami ziemi, targane silnymi podmuchami wiatru. Gdzieś w oddali mignęła postać cienistej istoty, dzielnie walczącej z żywiołem. Ściskała kurczowo poły żółtawego płaszcza przeciwdeszczowego, brnąc w głąb ulicy. Przyspieszyła kroku, gdy błyskawice coraz częściej przeszywały niebo. Za każdym razem ich występ zwieńczany był gromkimi oklaskami grzmotów. 
 Może zauważyłaś związek między czerwonymi oczami, czarnymi włosami i bladą skórą... Zmarszczyłam brwi, sięgając pamięcią do wykładów na temat historii ras Vedali. Bajkowe ilustracje, zdobiące każdy z barwnych opisów. I ten jeden z nielicznych ociekających krwią. Wykładowca szczerzący zbyt długie kły, opowiadając o rasie żywiącej się posoką. Wilkołak opowiadający o swych naturalnych wrogach, głosem malując obraz krwiopijcy, bojącego się światła słonecznego. A z drugiej strony delikatna, niewielka postać najmłodszej z sióstr Detremante, bezkarnie łamiącej złote zasady Tendar. Zakochanej w dziedzicu perskiego tronu, różniącego się od reszty obywateli jego państwa. Wysoki, umięśniony Rodel o skórze niczym mleko. Wampir mający ludzkie odruchy i uczucia, pałający szczerymi uczuciami do mojej Violet. Którym z nich był Gabrijel?
 Podskoczyłam, brutalnie wyrwana ze świata myśli. Odwróciłam głowę w kierunku, z którego dochodził głos, spoglądając na wysokiego mężczyznę. Boże, jeszcze trochę i będzie sięgał głową do końca framugi, pomyślałam. Rosyjska krew, widać na pierwszy rzut oka.Uśmiechnęłam się leciutko, słysząc jego wypowiedź. 
 — Z rzeczy potrzebnych na liście mam masaż.— Zaśmiałam się, widząc minę mężczyzny. Połączenie zaskoczenia i niedowierzania.— Poza tym liczę na jeszcze jedno spotkanie z tobą. Ale już poza komisariatem, hm?— Puściłam mu oczko.
 Po raz pierwszy nie miałam ochoty kończyć znajomości po kilku godzinach, „pan władza” przyciągał moją uwagę niczym magnes.

GABRIJELU?

3.5.18

Od Gabrijela - Cd. Desiderii

Szczerze powiedziawszy, to sam zapomniałem o tych guzikach. I gdyby nie Desideria, to raczej bym sobie o nich nie przypomniał.
Skinąłem głową na pytanie jasnowłosej - zarówno na to, o miejsce pochodzenia, jak i o moją skromną osobę. Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę, w końcu byłem jej coś winien. 
- Jak zauważyłaś, jestem z Rosji. Dokładniej z Murmańska - zacząłem, ważąc w dłoni jeden z placuszków. - Mieszkam na wyspie odkąd skończyłem dziewięć lat. Choć.. Przez pierwsze siedem raczej błąkałem się po ulicach i szukałem sposobów na przetrwanie. W szesnaste urodziny znalazłem pierwszą pracę, nie do końca legalną. A po osiągnięciu pełnoletności przyjęto mnie na komisariat.
Swój krótki monolog zakończyłem wgryzieniem się w naleśnik. Nie chciałem zanudzać kobiety swoją historią. Poza tym, nie wiedziałem jak mocno mogę się przed nią otworzyć. Desideria była dla mnie, właściwie, obcą osobą. Ja dla niej zresztą też. Nie oczekiwałem więc, że powie mi o sobie coś więcej. Zerknąłem na nią, chcąc zobaczyć jakąś reakcję z jej strony. Acz panna również posłała mi zaciekawione spojrzenie, jakby mówiące "kontynuuj". Westchnąłem więc cicho i powróciłem do swego monologu:
- Może zauważyłaś związek między czerwonymi oczami, czarnymi włosami i bladą skórą - mruknąłem, sięgając po kolejny placuszek. 
Jeśli zauważyła- punkt dla niej. Jeśli nie- może to i lepiej. W końcu, któż chciałby siedzieć w towarzystwie wampira, hm?
- No nic.. - odezwałem się po kilku minutach ciszy. - Daj mi znać, gdybyś chciała jechać do domu. Ale wpierw musimy przeczekać burzę.
Po czym wstałem i zabrałem pusty talerz do kuchni, kładąc go w zlewie. Pogoda była naprawdę okropna. Deszcz siekał w okna, wydając z siebie charakterystyczny dźwięk. Wiatr również nie pozostawał w tyle- drzewa prawie zginały się w pół, pod wpływem prędkości. Temperatura z pewnością spadła o kilka, może nawet kilkanaście stopni. Zalety nadmorskiego klimatu, nie ma co. 
- Jeśli byłabyś jeszcze głodna, albo czegokolwiek potrzebowała, to nie wahaj się prosić, okej? - zakomunikowałem, wchodząc z powrotem do salonu.


[ Desi? No jakieś to takie fe wyszło ;_; ]

2.5.18

Od Desiderii cd. Gabrijela

 Miałam mętlik w głowie, targały mną dziwne emocje. Czułam się zagubiona, w tym nieznanym miejscu- z dala od domu, zdana na łaskę i niełaskę Gabrijela. Wcześniej znałam go jedynie z tych długich godzin spędzonych na komisariacie, w dusznym pokoju przesłuchań. Pomagał mi, niejednokrotnie oczyścił z zarzutów, to prawda. Jednak zawsze myślałam, że miał w tym jakiś ukryty interes. A teraz? Siedziałam w jego salonie, mając na sobie nieco za dużą koszulkę i szorty, zupełnie niepasujące do mojej figury. Usiadłam po turecku, w dłoniach trzymając kubek z gorącą herbatą. Pachniała cudownie, znanymi mi owocami. Jagody acai, pomieszane z miodem i miętą wprawiły mnie w wesoły nastrój, przypominając o tych nielicznych szczęśliwych dniach mojej młodości. Uniosłam kąciki ust, spoglądając na placuszki. Para unosiła się powoli, zupełnie niezainteresowana upływem czasu. I właśnie w tym momencie zaburczało mi w brzuchu. Poczułam nieznośne pieczenie policzków, kiedy szybko sięgnęłam po twór zwany blinem. Przy okazji próbowałam nie udusić się ze śmiechu, widząc minę ciemnowłosego. Rozbawienie pomieszane z czymś, co mogłoby być zmartwieniem. Chyba też powstrzymywał wewnętrzną falę śmiechu z głupoty całej tej sytuacji. 
 Kilka pseudo-naleśników zniknęło w przeciągu dwóch minut. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaka byłam głodna. Przez ostatni tydzień wręcz pościłam, będąc niemalże przez cały czas poza domem. Jedynym większym posiłkiem była porcja ciastek na przyjęciu i łyżeczka kawioru. Puszysta kuleczka wskoczyła na kanapę, skutecznie oddzielając mnie od ciemnowłosego. W duchu dziękowałam jej za to- nawet tych kilkanaście centymetrów mnie krępowało. Kątem oka spojrzałam na mojego towarzysza, powoli raczącego się przysmakiem. Na niego i lekko odsłoniętą pierś. Głupie serce zabiło mocniej, jakby chciało mi coś zasugerować. Choć, skoro on nie bał się naruszyć mojej przestrzeni osobistej, biorąc mnie na ręce... Odłożyłam kubek na stolik, łapki wytarłam o serwetkę i jak gdyby nigdy nic zbliżyłam się do mężczyzny na niebezpieczną odległość.
 — Zapomniałeś o guzikach— wymruczałam, próbując się nie zaczerwienić. 
 Wzrok koncentrowałam na górnej części koszuli, zapinając te dwa pominięte miejsca. Zadrżałam lekko, czując jego oddech na swojej skórze. Niestety nawet wychowanie w wojskowym rygorze nie jest w stanie wyplenić natury i jej odruchów. Poza tym nie byłam przyzwyczajona do towarzystwa mężczyzn w sytuacjach innych, niż te służbowe. 
 — A placki wyszły przepyszne— oznajmiłam, ostrożnie wracając na swoje miejsce.— Jesteś Rosjaninem, prawda? Opowiesz mi coś o sobie?

GABRIJELU?

1.5.18

Od Gabrijela – Cd. Desiderii

 Jedynym bodźcem, jaki zarejestrowałem, było ciche skrzypnięcie drzwi. Na początku powiązałem to z kotką, która lubiła rankiem wychodzić na zewnątrz. Acz tym razem, coś mi nie pasowało. Powoli podniosłem się do siadu, rozglądając się po pokoju. Tak, pierwszą rzeczą było to, że spałem na kanapie w salonie. Drugą były buty na obcasie, nieopodal wejścia. Trzecią zaś był widok białowłosej postaci, kierującej się na wschód. Dokładniej mówiąc, w stronę morza. Zerwałem się jak poparzony spod koca, przypominając sobie wydarzenia dzisiejszej nocy. W ciągu półtorej minuty w miarę się ogarnąłem. Nie pomyślałem jedynie o tym, by dopiąć te górne guziki koszuli. Jednak zignorowałem ten fakt, szybkim krokiem wychodząc z domu. Od morskiej toni dzieliło mnie kilka minut spacerkiem. Wolałem jednak przyspieszyć tempo – któż wie, co zrozpaczonej osobie może strzelić do głowy?
Parędziesiąt sekund później dostrzegłem zarys smukłej postaci, stojącej kawałeczek od wzburzonych fal. Chłodny wiatr mierzwił włosy i smagał odsłoniętą skórę. Chmury, zbliżające się nieubłaganie, przyniosły pierwsze krople letniego deszczu. Odetchnąłem z uglą widząc, że Desideria znajduje się w bezpiecznej odległości od morskiej wody. Przyspieszyłem, zmieniając szybki krok na trucht. Będąc nieopodal kobiety zwolniłem, nie chcąc jej w jakiś sposób przestraszyć.
 – Wystarczyło mnie obudzić – odezwałem się w końcu. – Poszedłbym z tobą.
 – Nie chciałam się narzucać. – odparła, opatulając się ciemnym płaszczem. 
 Włodzimiera wstała i otarła się o kostki białowłosej, kierując się w moją stronę. Wtedy dopiero zauważyłem, że kobieta przebyła całą drogę boso. No tak, kto normalny szedłby w szpilkach nad morze?
 Zwykła mżawka zaczęła przybierać na sile. Podobnie zresztą wiatr, który przyplątywał ze sobą coraz to ciemniejsze i cięższe chmury. Sztorm będzie ogromny.. 
 – Musimy się zbierać. Zaraz nadciągnie burza, a nie chciałbym, żebyś się przeziębiła. Mamy kawałek do przejścia. 
Białowłosa skinęła głową, na znak, że rozumie. Raz jeszcze spojrzałem na jej stopy. Przemierzyła dość nieciekawy odcinek bez butów, bez żadnej ochrony. Niewiele myśląc, i nawet nie pytając o pozwolenie, podniosłem ją, jakoby księżniczkę, by nie dotykała nogami ziemi. Jeszcze by się na czymś rozcięła i by było! Ku mojemu zaskoczeniu, Desideria odebrała to ze spokojem. Każda inna by się zaczęła na mnie drzeć. Ale białowłosa nie była, jak każda inna. I coraz częściej mnie w tym uświadamiała. 
 Zdążyliśmy wrócić do domu dokładnie w tej samej chwili, w której rozpętała się burza. Deszcz siekał o szybę, tworząc niezwykłą melodię wraz z akompaniamentem szumu wiatru. Gdyby nie zegar i stan mojego zmęczenia, bezkarnie mógłbym rzec, że jest już wieczór. Niebo, skryte chmurami, zapewne potwierdziłoby moje słowa. Zostawiłem kotkę i Desiderię w salonie. Ja sam zaś postanowiłem przyrządzić jakieś śnadanie. Postawiłem na bliny – niektóre z łososiem, inne z musem z białych porzeczek. Placuszki, trochę przypominające naleśniki, położyłem na stole w salonie – tuż pod nosem białowłosej. Chwilę później przyniosłem dwa kubki z ciepłą herbatą, by trochę rozgrzać zmarzniętą pannę. 
 – Bliny, kuchnia rosyjska. Coś na kształt naleśników, tylko z trochę innych składników. Te tutaj są na słono, a tamte na słodko. – oznajmiłem, widząc niepewny wzrok Desiderii i pociągnąłem łyk herbaty.

[ Desiderio? Się kucharzyna znalazła.. xD ]

29.4.18

Od Desiderii cd. Gabrijela

 Czułam się co najmniej fatalnie, będąc zdaną na łaskę i niełaskę mężczyzny. Wydarzenia tego wieczora wyssały ze mnie wszystkie siły, pozostawiając jedynie pustą skorupę. Utrata ważnej osoby była kropką nad i- idealnym zakończeniem produktywnego dnia. Do tego dochodziło zlecenie wyeliminowania Gabrijela, fakt, że dałam się ponieść kobiecym emocjom. Z ledwością udało mi się dotrzeć do sypialni. Otuliłam się miękką kołdrą, głowę ułożyłam na puchowych poduszkach. Kotka, która wcześniej nie opuszczała mnie na krok, wpatrywała się we mnie swymi perskimi oczami. Istna królowa swego maleńkiego kraju, pilnująca nieznajomej. Zazdrościłam zwierzętom tej beztroski i ogromnej pewności siebie we wszystkim, co robiły. Nie zważały na konsekwencje swoich czynów, po prostu działały. Żal był dla nich obcy, przywiązywały się równie łatwo, jak rozstawały. Puszysta panienka ziewnęła, ukazując kiełki. Zniknęła w mroku korytarza. Przekręciłam się na bok, zamykając oczy. 
⬩⬥◆⬥⬩
 Obudziłam się nagle, z sercem bijącym nerwowo. Podniosłam się do siadu, próbując ustabilizować oddech. Nie pierwszy raz przeszłość postanowiła wrócić pod postacią sennej mary, by zadawać kolejne ciosy. Pojedyncze promienie wschodzącego słońca wpadały przez okno, oświetlając nieznane mi pomieszczenie. Jedynym znajomym widokiem był brzeg oceanu za szybą. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o wydarzeniach sprzed kilku godzin. Bosymi stopami dotknęłam chłodnej podłogi. Musiałam się jakoś stąd wydostać, odetchnąć świeżym powietrzem i spróbować zapomnieć. Ucieczka przed problemami często była jedynym wyjściem z sytuacji. Na palcach przemknęłam korytarzami, klucząc po obcym terenie. Przy okazji udało mi się znaleźć płaszcz, jeszcze naznaczony pojedynczymi kropelkami krwi Williama. 
 Zarzuciłam go na ramiona, docierając do drzwi wejściowych. Otworzyły się z cichym kliknięciem, a ja podskoczyłam. Coś otarło mi się o nogi. Powoli, bez zbędnego pośpiechu. Spojrzałam w dół, chcąc odkryć tożsamość żartownisia. Kotka miauknęła cichutko, wbijając we mnie jasne tęczówki. Westchnęłam, w głębi duszy mając sobie za złe to, jak łatwo dałam się przestraszyć. Koty to naprawdę inteligentne stworzenia, doskonale wyczuwające moment na pojawienie się. Puściłam ją przodem. Wyszłam, zamykając za sobą drzwi. 
 Lekkie powiewy wiatru bawiły się moim ubraniem przez całą drogę. Dość długą, biorąc pod uwagę moje samopoczucie i to, że chodzenie nadal sprawiało mi nieco trudności. Jednak jakimś cudem udało mi się dotrzeć na plażę- miejsce, z którym łączyło mnie tak wiele wspomnień. Bose stopy zanurzyły się w drobnym piasku. Perska dama usiadła przy nich, zwracając łebek ku pochmurnemu niebu. Otoczyłam się ramionami, przytrzymując poły płaszcza. Chłód poranka pozwalał mi zebrać myśli, wrócić do dawnej siebie. Tej właściwej- kobiety opanowanej, wolnej od zmartwień życia codziennego. Patrzyłam na setki fal, rozbijających się  brzeg, na nurkujące mewy i ciemne obłoki. Sztorm zbliżał się nieubłaganie, zapowiadany od kilku dni. Wiatr dął coraz mocniej, szarpiąc zbyt dużą koszulką i ciemnym całunem. Włosy białe jak śnieg wirowały, plątały się, czasem przysłaniały mi widok. Skóra pokryła się gęsią skórką, a ja poczułam się jak w domu. Tym prawdziwym, skrytym wśród tropikalnych lasów. Zadarłam głowę w górę, całkowicie poddając się żywiołowi. Pierwsza kropla deszczu rozbiła się na policzku. Grzmot rozwiał przyjemną ciszę. 

GABRIJELU? Uciekinierka XD