1.5.18

Od Gabrijela – Cd. Desiderii

 Jedynym bodźcem, jaki zarejestrowałem, było ciche skrzypnięcie drzwi. Na początku powiązałem to z kotką, która lubiła rankiem wychodzić na zewnątrz. Acz tym razem, coś mi nie pasowało. Powoli podniosłem się do siadu, rozglądając się po pokoju. Tak, pierwszą rzeczą było to, że spałem na kanapie w salonie. Drugą były buty na obcasie, nieopodal wejścia. Trzecią zaś był widok białowłosej postaci, kierującej się na wschód. Dokładniej mówiąc, w stronę morza. Zerwałem się jak poparzony spod koca, przypominając sobie wydarzenia dzisiejszej nocy. W ciągu półtorej minuty w miarę się ogarnąłem. Nie pomyślałem jedynie o tym, by dopiąć te górne guziki koszuli. Jednak zignorowałem ten fakt, szybkim krokiem wychodząc z domu. Od morskiej toni dzieliło mnie kilka minut spacerkiem. Wolałem jednak przyspieszyć tempo – któż wie, co zrozpaczonej osobie może strzelić do głowy?
Parędziesiąt sekund później dostrzegłem zarys smukłej postaci, stojącej kawałeczek od wzburzonych fal. Chłodny wiatr mierzwił włosy i smagał odsłoniętą skórę. Chmury, zbliżające się nieubłaganie, przyniosły pierwsze krople letniego deszczu. Odetchnąłem z uglą widząc, że Desideria znajduje się w bezpiecznej odległości od morskiej wody. Przyspieszyłem, zmieniając szybki krok na trucht. Będąc nieopodal kobiety zwolniłem, nie chcąc jej w jakiś sposób przestraszyć.
 – Wystarczyło mnie obudzić – odezwałem się w końcu. – Poszedłbym z tobą.
 – Nie chciałam się narzucać. – odparła, opatulając się ciemnym płaszczem. 
 Włodzimiera wstała i otarła się o kostki białowłosej, kierując się w moją stronę. Wtedy dopiero zauważyłem, że kobieta przebyła całą drogę boso. No tak, kto normalny szedłby w szpilkach nad morze?
 Zwykła mżawka zaczęła przybierać na sile. Podobnie zresztą wiatr, który przyplątywał ze sobą coraz to ciemniejsze i cięższe chmury. Sztorm będzie ogromny.. 
 – Musimy się zbierać. Zaraz nadciągnie burza, a nie chciałbym, żebyś się przeziębiła. Mamy kawałek do przejścia. 
Białowłosa skinęła głową, na znak, że rozumie. Raz jeszcze spojrzałem na jej stopy. Przemierzyła dość nieciekawy odcinek bez butów, bez żadnej ochrony. Niewiele myśląc, i nawet nie pytając o pozwolenie, podniosłem ją, jakoby księżniczkę, by nie dotykała nogami ziemi. Jeszcze by się na czymś rozcięła i by było! Ku mojemu zaskoczeniu, Desideria odebrała to ze spokojem. Każda inna by się zaczęła na mnie drzeć. Ale białowłosa nie była, jak każda inna. I coraz częściej mnie w tym uświadamiała. 
 Zdążyliśmy wrócić do domu dokładnie w tej samej chwili, w której rozpętała się burza. Deszcz siekał o szybę, tworząc niezwykłą melodię wraz z akompaniamentem szumu wiatru. Gdyby nie zegar i stan mojego zmęczenia, bezkarnie mógłbym rzec, że jest już wieczór. Niebo, skryte chmurami, zapewne potwierdziłoby moje słowa. Zostawiłem kotkę i Desiderię w salonie. Ja sam zaś postanowiłem przyrządzić jakieś śnadanie. Postawiłem na bliny – niektóre z łososiem, inne z musem z białych porzeczek. Placuszki, trochę przypominające naleśniki, położyłem na stole w salonie – tuż pod nosem białowłosej. Chwilę później przyniosłem dwa kubki z ciepłą herbatą, by trochę rozgrzać zmarzniętą pannę. 
 – Bliny, kuchnia rosyjska. Coś na kształt naleśników, tylko z trochę innych składników. Te tutaj są na słono, a tamte na słodko. – oznajmiłem, widząc niepewny wzrok Desiderii i pociągnąłem łyk herbaty.

[ Desiderio? Się kucharzyna znalazła.. xD ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Krytyka uzasadniona >:^(