5.5.18

Od Desiderii cd. Gabrijela

 Postać w płaszczyku zniknęła gdzieś, gdy swoją uwagę skupiłam na panu tego domu. Stał obok, dzieliły nas milimetry pustej przestrzeni. A jednak czułam, jak granica pomiędzy nami stawała się coraz szersza. Miałam ochotę wrócić do domu, zapaść się w morze puchowych poduszek, zniknąć pod kołdrą i nigdy nie wyjść na światło dzienne. Tak, jak powinno stać się przed laty, kiedy to cały mój świat legł w gruzach, pogrzebany przez sprytne, ludzkie istotki. Dłonią gładziłam miękkie futro perskiej królowej. Przynajmniej ona nie musiała się o nic martwić, wszystko podstawiano jej pod nosek. Żółty materiał frunął na wietrze, zapewne brutalnie ściągnięty z właściciela przez mocniejszy podmuch wiatru. Wirował w takt nadawany przez ruchy powietrza, niczym najświetniejszy z tancerzy. Samotny, zdany na łaskę losu- jak wszystko w tych okrutnych czasach. Gdzieś z tyłu drzewa wybijały rytm swymi koronami, niemalże odbijając się od asfaltu. Trzask usłyszałam z oddali, przedostał się przez barierę warstwy szkła. Gibka palma złamała się na pół, zwalając na czyjeś podwórko. 
 A żywioł szalał w najlepsze.
 Błyskawica przecięła czarne niebo, ukazując szeregi obłoków. Rozrzucone, przypominały żołnierzy rzuconych w wir walki. Szalonych berserków, łaknących wrogiej krwi. Jeden z nich wyrwał się do przodu, spadając na ziemię w postaci gromu. Błysk pochłonął rzeczywistość, ukazując to, co dawno zapomniane. Stworzenie barwy kruczych piór, o ciele rozerwanym przez kły i pazury, broczącym brunatną krwią. Rozlewała się, brudząc ulicę. Ręka Tendar wycelowana była w moją stronę, na twarzy zjawy gościł upiorny uśmiech. Gnijące usta wyginały się, wyrzucając z siebie nieme słowa. Kotka zasyczała wściekle, zeskakując z parapetu. Cofnęłam się o krok, czując zabójcze tempo, jakie obrało moje serce. Wystarczył ułamek sekundy, by postać ojca na nowo zatarła się w mojej pamięci. Imperatora zakatowanego przez własną córkę, łaknącą zemsty za lata cierpienia. Prawie przewróciłam się, uderzając nogą o stolik. Potem w tym miejscu pojawi się spory siniak. Odwróciłam się tyłem do okna, uciekając od mary Avallera. Dłonią odepchnęłam się od framugi, wybiegając na korytarz. 
 Byleby jak najdalej od ojca.
 Czułam, jak lodowe łzy przerażenia spływają po policzkach, łączą się w jeden, wielki potok. Dlaczego teraz? Po tylu latach milczenia, zapomnienia? Szaleńczy pościg przerwał mi Gabrijel. Wpadłam na niego całkiem przypadkiem, jednak z całym impetem. Usłyszałam głośne "uf...", gdy uderzył plecami o ścianę. 
 — Widziałam go... Widziałam ojca...— szeptałam nieprzerwanie, zanosząc się płaczem.
 Ojca, który zamienił moje życie w piekło. Ojca, który nie bał się podnieść ręki na maleńkie dzieciątko. W imię czego? Tradycji? Przekonań?

GABRIJELU?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Krytyka uzasadniona >:^(