4.5.18

Od Gabrijela – Cd. Desiderii

  Uśmiechnąłem się, słysząc słowa Desiderii. Rzadko kiedy ktoś chciał kontynuować ze mną znajomość, temu też byłem troszkę zaskoczony. Acz tylko troszkę. W końcu większość kojarzyła mą skromną osobę jedynie z komisariatem lub z, jakże strasznym i okropnym, wampiryzmem. Obydwie rzeczy odrzucały ode mnie pospólstwo. Trzymali ze mną tylko ludzie na poziomie, o. 
 – Pierwszą prośbę bałbym się spełnić. Marny ze mnie masażysta, ale jeśli chcesz, mogę spróbować – zaśmiałem się. – Acz druga.. Jak najbardziej – dodałem, wyszczerzając do niej kiełki. 
   Poza tym.. Nadal uważałem, że byłem jej to winien. Zabiłem bliską jej osobę, z powodu zatajenia przede mną pewnych informacji. Na początku widziałem jej radość, gdy tańczyła ze mną na balu. Następnie zdezorientowanie, gdy zmuszony byłem ją zostawić w tłumie. Później- rozpacz. Teraz, na szczęście, była o wiele bardziej rozluźniona, niż nocą. Mimo, że była dla mnie prawie obcą osobą, martwiłem się o jej stan psychiczny. Acz Włodzia wiedziała, co robić. Tam, gdzie nie działa mój urok osobisty, zadziała jej futro i kita. Postanowiłem, że ponownie zajmę miejsce obok damy, nie chcąc ciągle stać przy framudze. Z pewnością chciała już wrócić do domu, zapewne czuła się u mnie dość nieswojo. W sumie, to nie dziwiłbym się. Kto czułby się dobrze u jednego z kryminalnych, stojąc przy oknie obok dzikiego stwora, a z drugiej strony obok kota? Na dodatek podczas sztormu? No raczej nikt normalny. 
 – Musimy przeczekać tę burzę. Wyjeżdżanie teraz na ulicę, to głupota.. – mruknąłem, wyglądając na zewnątrz. – Gdy wiatr się uspokoi i deszcz przestanie siekać, pomyślimy, co dalej. Okej?
 Panienka skinęła głową i pogłaskała kotkę, która zajęła miejsce na parapecie. Nie chcąc w jakiś sposób naruszać przestrzeni osobistej Desiderii, odszedłem od okna i skierowałem się w stronę drzwi wejściowych, nieco je uchylając. Dzięki nowoczesnemu wyprofilowaniu ścian i daszkowi, przestrzeń pozostawała sucha, a wiatr jej nie dosięgał. Lubiłem tam stać, opierając się o balustradę i przyglądając się ciężkim kroplom deszczu. Ich szum często mnie uspokajał i pomagał poukładać myśli. Tak było też tym razem. Przymknąłem drzwi, wychodząc kawałek z domu - nie chciałem, by Włodzimiera wypruła mi z domu wprost w błoto. Wziąwszy głęboki oddech, z moich ust uniósł się obłoczek pary. Dopiero wtedy poczułem chłód popołudnia, boleśnie szczypiący w rozgrzane policzki, nos i odsłonięte ręce. Jednak zostałem przed drzwiami jeszcze krótką chwilę - z powrotem do domu zagonił mnie piorun, który uderzył po drugiej stronie ulicy.

 [ Desiderio? Powiem tak – z opowiadaniami jest, jak z kupą. Im bardziej się starasz, tym większe gówno z tego wychodzi :'DD ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Krytyka uzasadniona >:^(