8.5.18

Od Desiderii cd. Gabrijela

 Przez wieki zdana na samą siebie, zdążyłam zapomnieć, czym była bliskość drugiej istoty. Wszystkie emocje chowałam w pudełku, odłożonym gdzieś w kąt. Gromadziłam je tylko po to, by dać im upust w najmniej odpowiedniej do tego chwili. Takiej, jak ta. Narzucałam mu się niemalże cały czas, łaknąc choć odrobiny uwagi. Dlaczego? Nawet głupie serce nie potrafiło dać odpowiedzi, choć biło mocno i zdecydowanie za każdym razem, gdy któreś z nas przekroczyło granicę przestrzeni osobistej. Lecz dojmujący strach przyćmiewał wszystko, śmiejąc się szyderczo. Miał różne postacie- od pustego pokoju, pełnego maleńkich zakamarków, przez zmartwychwstałych rodziców, łaknących zemsty za moje przewinienia, kończąc na powiedzeniu czegokolwiek prawdziwego o swojej przeszłości. Łapał za gardło, dusił, nie pozwalał powiedzieć tego, co leżało mi na duszy. Podszeptywał na pozór niewinne zdania, roztrzaskując na kawałki te resztki niewymuszonej odwagi. Podniosłam głowę, spoglądając na mężczyznę. Nie wiedział, a jednak pomagał. Bez zbędnych pytań, bez wtykania nosa w cudze sprawy. Byłam mu za to niezmiernie wdzięczna.
 Powinnaś go zabić póki miałaś czas, Desiderio, on udaje- szeptał wewnętrzny głos- Nie potrzebujesz nowych problemów.
 Pojedyncze igiełki wbijały się w skórę, za każdym razem gdy czułam jego ciepło. Delikatne ukucia, wywołujące przyjemne mrowienie. Pociągnęłam nosem, otarłam policzki mokre od łez i kompletnie zignorowałam podszeptywanie rozsądku. Księżniczko... Parsknęłam śmiechem na sam dźwięk tego słowa. Od bardzo dawna nikt mnie nie tytułował w jakikolwiek sposób, a tu proszę. Znamy się prywatnie od kilku, może kilkunastu godzin, a on już bawi się w czułe słówka. Ręce zarzuciłam na jego szyję, jakbym odtwarzała scenę z balu. Twarz skryłam obok nich, nie pozwalając mu dłużej patrzeć na siebie w takim stanie. Może to dziwne, a może normalne... Zawstydzał mnie spojrzeniem krwistych oczu. 
 — W takim razie pasuję cię na rycerza, co ty na to?— Zaśmiałam się cicho.— Poza tym... potrafisz pocieszać... Jestem ci za to dozgonnie wdzięczna...
 Grzmoty ucichły na dobre, przynajmniej tak mi się zdawało. Chyba powinnam poprosić go o odstawienie mnie do domu, tak byłoby najlepiej. Z drugiej strony miałam ochotę jeszcze przez chwilę pobyć bliżej Gabrijela. Przygryzłam wargę, próbując przywrócić sobie umiejętność trzeźwego myślenia.
 — Chyba powinnam już wracać... Psiaki zostały same w domu.— Z ust wyrwało się westchnienie.
 Oddałam mu swobodę ruchu, oddalając się od niego o kilka kroków.— Przepraszam, że sprawiam ci tyle kłopotów, ale chyba nie jestem w stanie prowadzić.— Zaśmiałam się, ukazując jasne kiełki.

GARIJELU? Już ucieka, menda jedna -.-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Krytyka uzasadniona >:^(