5.4.18

Od Gabrijela - Cd. Desiderii

  Obudził mnie dzwonek. Nie do końca ogarnięty zgramoliłem się z łóżka i narzuciłem na siebie koszulę, coby gołą piersią nie świecić. W drzwiach stał kurier z dość okazałą paczką. Wręczył mi ją i wręcz uciekł z powrotem do samochodu. Przyznam, troszkę mnie to zaniepokoiło. Któż wie, czy nie było w niej jakiejś bomby, czy jakiegoś wściekłego zwierza? Moje wątpliwości się rozwiały, gdy zobaczyłem policyjny znaczek, tuż obok adresu. Skierowawszy swoje kroki do kuchni, wyjąłem nóż z szuflady i przeciąłem nim taśmę, by dostać się do zawartości. Jakaś czarna, miękka masa i.. liścik? Nie mogli mi tego napisać w mailu? Kartka mówiła o dość.. specyficznym zadaniu, czekającym mnie dzisiejszego wieczoru. Czarna masa okazała się być garniturem. W kieszeni majaczyło coś czerwonego, co oczywiście zaraz wyjąłem. Muszka? Szkoda, że nie krawat.. Rzuciwszy ubranie na kanapę sięgnąłem po ostatnią rzecz z paczki. Była nią maska. Czarna, wilcza maska z fluorescencyjnymi, czerwonymi elementami. Cóż, gustu nie można im odmówić. 
 – Dobra, wszystko cacy, ale co ja mam tam robić.. – mruknąłem do siebie, odsuwając białego persa od ciemnej koszuli. 
I dokładnie w tym momencie dostałem wiadomość. Dowiedziałem się z niej, że pewien dość bogaty mężczyzna organizuje bal, na którym ma się pojawić znany naszej kartotece recydywista. Ironiczne, prawda? Miałem go pilnować, by nie znalazł kolejnej ofiary a później unieszkodliwić tak, by nikt się o tym nie dowiedział. Ciemniejsza strona kryminału się kłania. 

[ JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ ]

Odebrałem od przełożonego kluczyki do czarnego BMW. Życzył mi jedynie powodzenia. Mimo, że Whitehorn jest człowiekiem oszczędnym w słowach, jego polecenia są zawsze dokładne i zrozumiałe. Tak było i tym razem. Nie przedłużając, opuściłem budynek komisariatu uważając, by nie ubrudzić kruczoczarnych spodni i świeżo wypastowanych butów i wsiadłem do samochodu. Pachniało w nim cedrem i jaśminem. Pewnie wypsikał tutaj pół buteleczki swoich perfum, by zamaskować smród papierosów. Odpaliłem silnik, który odpowiedział cichym warkotem i rzuciłem odznakę oraz zaproszenie na fotel pasażera. Niecałe pół godziny później byłem na miejscu. Moim oczom ukazała się spora rezydencja, przypominająca mały pałac. Wokoło niej rozciągał się ogromny, oświetlony ogród. Mimo wielu lamp sprawiał wrażenie tajemniczego, jakoby wyciętego z książki Burnett'a. Zaparkowałem jednak po drugiej stronie ulicy, by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Nim odszedłem od samochodu, założyłem czarną maskę. Anonimowość musi być dzisiaj na pierwszym miejscu. Tuż za nią rozwaga i opanowanie. Wziąwszy głęboki wdech chwyciłem jeszcze zaproszenie i zamknąłem BMW, chowając kluczyki do kieszeni spodni. Może nie wypadną. Tak czy siak nie zamierzam tańczyć.
Upewniwszy się, że wszystko wziąłem, przeszedłem przez pustą ulicę, kierując swe kroki do okazałej posiadłości. Wraz z minięciem kutej bramy, moje dłonie same sięgnęły do kieszeni, ukrytej w wewnętrznej stronie koszuli. Znajdował się tam pistolet, dość podobny do Glocka. Mimo posiadania mocy, czułem się z nim pewniej.
Lawirując między tańczącymi parami, w końcu dotarłem do starszego jegomościa, który urządzał przyjęcie. Doskonale wiedział, że tu się znajdę. Koniec końców, to on zasugerował Whitehorn'owi to, jak mam dzisiaj wyglądać. Powiedział mi, bym szukał mężczyzny o srebrnej twarzy, przypominającej księżyc w pełni. Powiadomił mnie jeszcze o tym, że większość pokoi jest pusta, a z pierwszego piętra można spokojnie wyskoczyć. Po czym zostawił mnie samego, by iść witać gości. Rozejrzałem się po sali, niby w poszukiwaniu kogoś znajomego. Cel stał po przeciwnej stronie, rozmawiał z dwoma, zapewne nic nie podejrzewającymi pannami. Uśmiech automatycznie wpełzł na moje usta. To będzie krótka zabawa.. 
Korzystając z półmroku postanowiłem się jakoś dostać do mężczyzny. Skutecznie utrudniali mi to bawiący się ludzie, raz popychając w drugą stronę, by chwilę później ze mną tańczyć. W końcu zapewniłem sobie moment spokoju, gdy dostałem wino. Wtedy kobiety zaczęły bardziej na mnie uważać. Może nie chciały poplamić sukni? Upiłem łyk trunku, by nie wzbudzać podejrzeń i raz jeszcze rozejrzałem się, w poszukiwaniu Celu. Stał w tym samym miejscu, ze wzrokiem wbitym w grupę dziewcząt. Nie spuszczając z niego oczu, zacisnąłem w pięść wolną dłoń. Facetowi ugięły się nogi i upadłby na kolana, gdyby nie moja szybka interwencja.
 – Zabiorę pana w przestronne miejsce. – oznajmiłem, pomagając mu wstać. Widząc zaskoczenie na jego twarzy, poczułem ogromną satysfakcję. A to dopiero początek. Gdy oddaliliśmy się wystarczająco od bawiących się ludzi, wepchnąłem go w pierwsze, otwarte drzwi. Upadł, i tym razem nie zareagowałem.
 – Kim jesteś? – sapnął. – I czego ode mnie chcesz?
 – Każda zbrodnia wymaga kary. A twoja była niewystarczająca – odparłem, zdejmując marynarkę.
 – I chcesz mi zrobić to, co ja im? – zaśmiał się gorzko.
Nie siliłem się na słowa. Wydaje mi się, że wyciągnięcie pistoletu było wystarczającą odpowiedzią. Facet jakby obudził się ze snu. Widząc broń, natychmiast podniósł się z ziemi i rzucił się do drzwi, szarpiąc dziko za klamkę. Ponownie zacisnąłem dłoń w pięść, tym razem na dłużej. I poczułem tego bolesne konsekwencje. Rudowłosy facet zatrzymał się w pół kroku i kolejny raz upadł. Więcej się już nie podniósł.

[ I TU ZACZYNA SIĘ HISTORIA WŁAŚCIWA.. ]

Wróciłem na salę, gdzie organizowany był bal. Naraz wydało mi się jakoś tłoczno, duszno, kolory migały mi przed oczami. Czułem się jak wtedy, gdy po raz pierwszy przybyłem na Istari. Barwnie ubrani ludzie, śpieszni do swoich spraw, piosenki sączące się z głośników kawiarenek.. Myślami wróciłem do dni, w których wolność była jedynie marą, snem, który dawał nadzieję. Równie nieuchwytnym, jak dzikie ptaki. Z melancholii wyrwała mnie białowłosa dama, o licach skrytych pod maską. Manewrowała z gracją między pozostałymi tańczącymi i odważnie pociągnęła mnie w ich stronę. Złączyliśmy dłonie, prowadziłem taniec. Muzyka stawała się coraz żywsza, skoczniejsza. W końcu skupiłem się na kobiecie. Na jej jasnych, błękitnych oczach. Zmrużyła je lekko, gdy dostrzegła, że jej się przypatruję. Czyżby domyślała się, jaka zbrodnia została popełniona kilka korytarzy dalej? Nie, to chyba nie to.. Jej postura, ruchy.. Wydały mi się znajome. Nachyliłem się nad nią delikatnie, nie było między nami zbyt dużej różnicy wzrostu. 
 – Wydaje mi się, że skądś się znamy – wymruczałem jej do ucha. Uniosła lekko kąciki ust i skinęła głową. Widziałem, że chciała coś powiedzieć, acz skutecznie uniemożliwił jej to przeraźliwy krzyk ze znanego mi korytarza. Mhm, ktoś znalazł ciało. Delikatnie podniosłem maskę, uważając, by nie odkryć zbyt wiele. 
 – Na mnie już czas – oznajmiłem, wznosząc jej dłoń w górę. Złożyłem na niej krótki pocałunek i z powrotem opuściłem maskę na twarz, czym prędzej opuszczając salę. Panował na niej ogólny zgiełk, wszyscy biegali w tę i we w tę, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Zrobiłem tak, jak kazał szef. Ciało zostawiłem innym kryminalnym, którzy stwierdzą, że było to samobójstwo. Nie podobało mi się tylko to, że opuściłem białowłosą. Zaintrygowała mnie.

[ DESIDERIO? ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Krytyka uzasadniona >:^(