5.4.18

Od Desiderii cd. Gabrijela

 Wystarczyła sekunda nieuwagi, by tajemniczy jegomość zniknął mi z oczu. Zostałam sama w tłumie pełnym spanikowanych ludzi. Niebezpiecznej, ruchomej masie, która pożerała wszystko, co stanęło na jej drodze. Działałam automatycznie, odtwarzając wydarzenia z odległej przeszłości. Dziesiątki uciekające od niebezpieczeństwa, piski spanikowanych kobiet, ciche szepty, tak podobne do szumu morza. Dźwięk policyjnych syren stopniowo narastał. Zenitu sięgnął, gdy dostałam się do dusznego pokoiku przepełnionego bogactwem. Harmonię tego miejsca burzył manekin leżący przy drzwiach. Krew śmierdziała niemiłosiernie, przywołując wojenne wspomnienia. Samobójstwo, mówili, nie wytrzymał psychicznie i doszło do tragedii. Jednak czy ktoś, kto chce się zabić zrobiłby to pod drzwiami? 
 Uklękłam przy jegomościu, przyglądając mu się uważnie. Starałam się wyłapać każdy, choćby najmniejszy szczegół. To coś, co nie pasowało do całej reszty. Płomienne włosy, szeroko otwarte, mahoniowe oczy... William Natchin- stały klient. Więc to jego miałam uratować przed okrutnym losem? Zacisnęłam dłonie w pięści, wbijając paznokcie w ciemną skórę. Czułam się nadzwyczaj źle. Dostałam po głowie prze własną głupotę. Po raz kolejny straciłam ważnego pionka, znalazłam się na straconej pozycji. To Rudzielec pomógł mi odnaleźć się w nowym świecie. Dawał mi wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Był niczym brat. Oczy zaszły mi łzami, na samą myśl o przyszłości. 
 Funkcjonariusze weszli nadzwyczaj spokojnie, pomogli mi wydostać się z labiryntu korytarzy. Wysłuchałam standardowego przemówienia głowy akcji, przytakując każdemu ze słów. Zostałam mianowana głównym świadkiem, ze względu na mój związek z ofiarą. Czarnoskóry pomógł mi wydostać się z labiryntu korytarzy. Milczał przez całą drogę, skupiony na prowadzeniu radiowozu. Tak oto zostałam wplątana w sprawę pełną niedomówień.
⬥⬧⬥
 Chłód oblewał całe moje ciało, w ten sposób reagujące na stres. Drżałam z zimna, kuliłam się na niewygodnym krzesełku. Nie pomagał nawet płaszcz, ni kubek gorącej czekolady, który dostałam od zatroskanej funkcjonariuszki. Nigdy nie lubiłam takich miejsc, nieważne jak wyglądały- zawsze budziły we mnie lęk. Za moich czasów w budynkach straży katowano niewinne osoby, bito parobków. Słysząc swoje personalia, podniosłam się, wysiliłam na dumny krok. Splamiona krwią suknia sunęła po podłodze, nie miałam nawet siły, by lekko ją unieść. Palce zbielały mi od ściskania porcelanowego naczynka, nie puściłam go ani na chwilę. Sprawy potoczyły się za daleko, straciłam kontrolę nad sytuacją i teraz czułam się jak mysz zapędzona w kąt. Brałam udział w wielu przesłuchaniach, często dotyczących popełnionych przeze mnie przestępstw, wychodziłam z nich wolna. A teraz? Gdyby oskarżono mnie o zabójstwo własnego przyjaciela... 
 Pokój przesłuchań okazał się być maleńkim pokoikiem z biurkiem i dwoma fotelami. Na ścianach wisiały tematyczne plakaty. Korkowa tablica zapełniona została zdjęciami poszukiwanych przestępców, zaginionych dzieciaków. Jedno jedyne okno wpuszczało do pomieszczenia szczątki nocnych światełek. Wysoki mężczyzna stał przed nim, wpatrując się w tętniące życiem miasto. Ożywiłam się, widząc w nim znajomą postać. Gabrijel Rafaił Koslov, człowiek ratujący moje cztery litery za każdym razem, gdy powinie mi się noga. Chyba lepiej nie mogłam trafić. Uniosłam lekko kąciki ust, gdy odwrócił się w moją stronę. Zapowiadało się ciekawe i długie przesłuchanie.

GABRIJELU? Nie wiedziałam, kiedy to skończyć ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Krytyka uzasadniona >:^(